Co widzicie, kiedy myślicie „Toskania”? Malownicze winnice, zielone wzgórza i pejzaże skąpane we włoskim słońcu? A gdyby do tego dodać dwoje zakochanych ludzi i ich ślubną przysięgę, którą chcą złożyć w obecności najbliższych? Jestem pewna, że wtedy widzicie marzenie wielu par. Co widzi wedding planner? Ogromne możliwości, ale też zawodowe wyzwanie.
Ślub i wesele Ani i Marka w bajkowej Toskanii to niewątpliwie było spełnienie marzenia – zarówno dla Młodej Pary, jak i dla mnie jako wedding plannera.To nie miała być typowa uroczystość, którą zamyka tradycyjne „i żyli długo i szczęśliwie”. Zamysł na ślub i wesele był taki, by emanowało z nich życie, radość i bliskość. Tak bardzo po włosku – toskańskie wakacje z najbliższą rodziną, w trakcie których Młodzizłożą sobie przysięgę. Celem Ani i Marka była kameralność i subtelny urok toskańskiego kościółka. Chcieli uniknąć tradycyjnego, polskiego wesela. Okolica, którą wybrali, z XIX-wieczną willą położoną w sąsiedztwie winnicy, miała wiele do zaoferowania. Trzeba było tylko umiejętnie wykorzystać jej możliwości.
Dzień ślubu rozpoczął się rodzinnym śniadaniem z widokiem na winnicę i najbliższą przyszłość. Przygotowania ruszyły kiedy świeżo parzona kawa nie zdążyła jeszcze wystygnąć a już została zastąpiona schłodzonym prosecco. Goście odpoczywali przy basenie, a podwykonawcy wkroczyli do akcji subtelnie, zlewając się z bezstresową atmosferą poranka. Małgorzata Starościak kolejno zadbała o makijaż wszystkich kobiet. Udowadniając, że nie ma sobie równych w umiejętnym dobieraniu make-upu do charakteru uroczystości i oczekiwań gości.
Wszystkie elementy włoskiej układanki naturalnie do siebie przystawały, bez sztywnych scenariuszy i pozowanych uśmiechów. Zdjęcia realizowane przez duet Damiana Łukasza i Elżbietę Zabawę oddają rzeczywisty charakter tego dnia. Emanują radością, wzruszeniem i szczęściem. Szczere emocje wypływają z każdej fotografii, jednak chyba najbardziej porusza ta, kiedy Marek po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłą żonę w sukni ślubnej. W jego oczach widać nie tylko zachwyt, w jego oczach widać miłość.
Następnym krokiem mógł być tylko kościół. Malowniczo położony w toskańskim miasteczku. U progu czekał polski proboszcz z niezwykłą, włoską charyzmą, która zneutralizowała jakiekolwiek przejawy stresu. Anię do ołtarza poprowadził tata, co uruchomiło łzy wzruszenia zastąpione łzami szczęścia kiedy Młodzi wychodzili z kościoła wprost na falę rzucanych w ich stronę kwiatów, polskich jednogroszówek na szczęście, życzeń i gratulacji. To właśnie jeden z tych momentów, kiedy wedding planner, choć nieco schowany za ślubnym anturażem, czuje satysfakcję ze swojej pracy. Bo choć przygotowania i logistyka były czasochłonne, to wszystko wydaje się toczyć swoim naturalnym torem. I wszyscy czują, że tak po prostu miało być. A tych dwoje jest sobieprzeznaczonych.
Przyjęcie było w prawdziwie włoskim stylu, pod gołym niebem, w swobodnej atmosferze. Nie mogło zabraknąć lokalnych specjałów, dobrego wina i lodowego tiramisu z domowej cukierni znanej na całą Toskanię. Gdyby ktoś
się zastanawiał jak wygląda szczęście, to zdjęcia ze ślubu i wesela Ani i Marka są jego najlepszą ilustracją.
Do zobaczenia niebawem Toskanio,
Justyna Zegarlicka Weddings